sobota, 30 stycznia 2016

O co jej chodzi?

 Typowa historia dla każdego związku. Coś poszło nie tak, atmosfera opadła, padło pytanie 'o co ci chodzi?' oraz sakramentalne 'nic', które zawsze znaczy coś. I to co się stanie dalej zazwyczaj ma wpływ na nastrój przez następne x dni. Opcje są dwie.

On rozumie, że nic znaczy coś

 Wtedy jest sposób na rozwiązanie problemu. Myślę, że większość dziewczyn tak ma - chcemy powiedzieć co nas boli, ale same z siebie tego nie zrobimy. Najfajniej byłoby, gdyby chłopak się domyślił, ale na to nie ma co liczyć! Mądry chłopak będzie ciągnął nas za język, dopóki się nie dowie co zrobił źle, czy co innego poszło nie tak. Wtedy łatwo problem można rozwiązać, wszystko wraca do normy. Gorzej, kiedy chłopak wpada w podirytowanie. Że znowu jej nie rozumie, że znowu coś wymyśliła, że marudzi, że się wyżywa, że on znowu biedny nie wie co zrobił źle (przynajmniej wie, że coś zrobił). Wtedy sytuacja niestety się pogarsza. Skoro dziewczyna się pogniewała, to znaczy, że miała ku temu jakiś powód (błahy, czy poważny, czy to ważne?). Co spowoduje irytacja i narzekanie? Pogłębienie problemu. Prawda? Mnie to zawsze wytrąca z równowagi. Spodziewasz się, że chłopak przeprosi, albo zmieni swoje zachowanie, zrozumie, albo chociaż spróbuje. A tu takie coś. No nic. Lepsze to niż kiedy

Dla niego nic, to nic

 Co teraz? Nie można mieć pretensji, powiedziałaś 'nic' to co prosta maszyna zwana mężczyzną miała zrozumieć? Co robić? Obrazić się bardziej, dać mu znać, że jednak coś? Rośnie frustracja. Mój chłopak mnie nie rozumie. Mojego chłopaka nie obchodzi, że zrobił mi przykrość. Teraz jest mi jeszcze bardziej przykro! Humoru nie mamy za dobrego, ale czy to już nie jest wyłącznie nasza zasługa? Ja, gdy jestem w tej sytuacji nigdy nie widzę swojej winy, ale po czasie mam inne zdanie.

 Chcemy być zrozumiane, wysłuchane, potraktowane dobrze. Recepta jest na to tylko jedna - musimy to jasno komunikować. Faceci inaczej mają asa w rękawie - nie mówiłaś, skąd miałem wiedzieć? I mają rację. Dla mnie to niesamowicie trudne. Czasami jest mi przykro z błahych powodów (które w odpowiednim momencie miesiąca już takie błahe nie są) - a to nie złapał mnie za rękę, nie zaprzeczył, gdy mówiłam, że źle wyglądam, uciszył mnie, gdy za głośno się śmiałam. Niby nic, a boli troszeczkę. I weź tu potem powiedz chłopakowi "przykro mi, bo nie zaprzeczyłeś, że muszę schudnąć". Na jego miejscu chyba sama bym się roześmiała. Ale jestem na swoim miejscu i stoję przed poważnym dylematem. Powiedzieć mu, licząc, że na drugi raz zaprzeczy, choć to trochę wstyd się o to upominać. Nie powiedzieć, ale absolutnie nie liczyć, że coś się zmieni. No ale unikamy tego krępującego momentu, kiedy przyznajemy jak absurdalnymi istotami jesteśmy. No ale za to nas kochają, tak czy nie?

 Jestem dziewczyną, młodą kobietą i mimo, że jestem świadoma jak to działa. Że faceci nie zawsze wszystko wiedzą, absolutnie nigdy się niczego nie domyślają, że robienie im problemów 'o byle co' nie jest mądre. Ale mimo to, gdy znajduję się w tak typowej sytuacji - nie zawsze postępuję mądrze. i zawsze mam dylemat powiedzieć/nie powiedzieć. To mnie upewnia, że gdyby nawet mężczyźni i kobiety zawsze rozumieli swoje wzajemne zachowanie - nic by to nie dało. To jak znać jakiś matematyczny wzór, a nie umieć go zastosować. Takie życie. :)

 Jak jest u Was? Macie tak czasem? Też zawsze stoicie przed dylematem, jak postąpić? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz